Mogłoby się wydawać, że wejście w atmosferę ziemską kosmicznej skały jest czymś wyjątkowym. Jakby nie patrzeć, takie zdarzenie kojarzy się z jasnym meteorem, który rozświetla nocne niebo. Rzeczywistość jest jednak nieco inna. Tak naprawdę bowiem w atmosferę Ziemi codziennie wchodzi nawet kilkadziesiąt ton materiału kosmicznego, od większych skał, po niewielkie głazy, po niewielkie ziarna pyłu kosmicznego. Większości z nich jednak nie widzimy i to z różnych powodów, wśród których możemy wymienić chociażby to, że w blasku dnia nie jesteśmy w stanie na niebie zobaczyć słabych meteorów, czy też to, że ponad 70 proc. powierzchni Ziemi pokrywa woda, na powierzchni której znajduje się niewiele ludzi mogących zaobserwować tam zjawiska meteoru.
Dwa lata temu nad Niagarą na niebie pojawił się zaskakująco jasny meteor. O ile jego jasność była zaskakująca, to już fakt, że odpowiadający za niego głaz pojawił się w atmosferze naszej planety, nie był dla naukowców zaskoczeniem. Kilka godzin wcześniej naukowcy dostrzegli go bowiem jeszcze w przestrzeni kosmicznej i ustalili, iż znajduje się on na kursie kolizyjnym z naszą planetą. Warto tutaj podkreślić, że wcześniej naukowcom udało się z wyprzedzeniem przewidzieć takie zdarzenie zaledwie pięć razy w historii.
Czytaj także: Spektakularny meteor rozświetlił niebo nad Hiszpanią. Jest nagranie z kamery ESA
Dzięki temu, że planetoida, która swoją drogą okazała się najmniejszą znaną planetoidą do tej pory, została zidentyfikowana jeszcze przed wejściem w atmosferę, otrzymała oznaczenie katalogowe 2022 WJ1 19 listopada 2022 roku. Analiza danych obserwacyjnych, zarówno samej skały, jak i meteoru dowodzi, że mieliśmy tutaj do czynienia z chondrytem, należącym do najstarszych obiektów w naszym układzie planetarnym. Co jednak niezwykle ciekawe, obiekt dostrzeżony przez naukowców w przestrzeni kosmicznej miał średnicę zaledwie 40-60 centymetrów. Tym samym była to najmniejsza z dotąd zidentyfikowanych planetoid w przestrzeni kosmicznej.
Warto tutaj podkreślić, że obserwacje tego typu wymagają doskonałe koordynacji między obserwatoriami. WJ1 został odkryty za pomocą instrumentu Catalina Sky Survey 18 listopada. Zaledwie kilka minut później NASA wiedziała już, że istnieje spora szansa (25 proc.) na to, że obiekt wejdzie w atmosferę Ziemi gdzieś między Meksykiem a Oceanem Atlantyckim. Niemal natychmiast teleskopy zaczęły przeczesywać niebo w poszukiwaniu obiektu, aby jak najszybciej określić jego orbitę i przewidzieć miejsce jego wejścia w atmosferę.
Czytaj także: Meteor nad Nowym Jorkiem. Ludzie chwytali za telefony
Obiekt był uważnie śledzony przez kamery podczas przelotu nad Kanadą. Kamery zainstalowane natomiast na pokładzie teleskopu LDT (Lowell Discovery Telescope) pozwoliły ustalić rozmiary planetoidy.
Tak się dobrze złożyło, że do wejścia obiektu w atmosferę doszło w doskonałych warunkach obserwacyjnych i w nocy. Dzięki temu udało się precyzyjnie zmierzyć i prześledzić cały przelot. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze tylko odkrycia szczątków planetoidy, które mogły przetrwać przelot przez atmosferę Ziemi. Niestety jak dotąd takich nie udało się zidentyfikować.