Dziwne, że Miłosz, który wielbi Swedenborga, tak się wypowiada. Wiele rzeczy przy odrobinie dobrej woli jest zrozumiałych, choć może nie wszystko. Natomiast zarzuty, że proza filozoficzna Słowackiego źle świadczy o jego kondycji umysłowej, pojawiały się na przestrzeni lat często i w różnych konfiguracjach. Do dzisiaj spotyka się takie tezy. Jarosław Marek Rymkiewicz – autor dwóch książek o Słowackim – twierdzi, że późny Słowacki to po prostu wariat. Były też próby psychoanalitycznego zrozumienia tej twórczości. W 1930 roku ukazała się książka „Słowacki i jego dusza – studium psychoanalityczne”, w której autor dokonał zaocznej psychoanalizy wieszcza. Znalazła się tam m.in. teza, że opowieść o dziejach ducha, odczytywana przez Słowackiego z otaczającej przyrody, świadczy o narcyzmie dziecięcym. Absolutnym narcyzmem ma być przekonanie Słowackiego o swym uprzywilejowaniu, które zawiera „Genesis z Ducha”: oto ja, Duch – czyli Słowacki! – opowiem wam dzieje moje. Takie poczucie omnipotencji stanowi zdaniem autora objaw regresu do fazy dziecięcej, do jakichś stanów prelogicznych, i jest to patologia.
Czy dawniej lepiej rozumiano Słowackiego mistycznego?
Przez współczesnych Słowacki nie był rozumiany. To, co wydał za życia, nie spotkało się z entuzjazmem. Nawet Krasiński pisał, że nic z tego nie zrozumiał, a matka wieszcza była zaniepokojona jego nową twórczością. Poza I Rapsodem „Króla-Ducha”, „Księdzem Markiem”, „Snem srebrnym Salomei” pisma z okresu mistycznego nie były publikowane za jego życia. Dopiero w okresie pozytywizmu – w latach 60. – twórczość mistyczna została wydana, ale ówczesna polonistyka ją bojkotowała, uznając za ponure świadectwo gorączki romantycznej. Dodatkowo wstydliwą sprawą był towianizm Słowackiego i Mickiewicza. Dopiero w okresie Młodej Polski przyszła moda na Słowackiego mistycznego. Zapanowała moda na okultyzm i wielu zobaczyło w wieszczu bratnią duszę ezoteryka, przy którego pomocy można było forsować niematerialistyczną wizję świata. Zainteresowano się niedarwinowską koncepcją procesu ewolucji przyrodniczej. Ale przede wszystkim na przełomie wieków popularna była apologia wielkiej jednostki, odnajdywana u Słowackiego. To korespondowało z ówczesnym widzeniem roli artysty jako wybitnej indywidualności, która stoi ponad filistrami. Słowacki pomagał także przezwyciężyć młodopolski dekadentyzm. Tacy pisarze jak Kasprowicz, Przerwa- -Tetmajer, Przybyszewski fascynowali się Słowackim mistycznym.
Faktem jest także olbrzymia popularność Słowackiego w pokoleniu „Kolumbów”. Oni szli na pewna śmierć jak „kamienie rzucone na szaniec” i recytowali Słowackiego. Dlaczego tak sie działo?
Z ich heroizmem korespondowała idea konieczności ofiary w historii narodu.
Jak zrodził się Słowacki mistyczny? Czy coś zapowiadało ten przełom i zmianę zawodu z literata na mistyka?
Niektórzy badacze wskazują, że pewne wątki mistyczne były obecne już we wcześniejszej jego twórczości. Tak, jakby coś w nim powoli dojrzewało – np. podczas podróży na wschód, do Ziemi Świętej, do Egiptu, do Grecji – wskazywał na to Ryszard Przybylski. Niewątpliwie przełomowe było spotkanie z Andrzejem Towiańskim w 1842 roku. To dopiero po tym spotkaniu Słowacki miał wizję nad Atlantykiem, którą opisywał w „Genesis z Ducha”.
Ki czort ten Towiański, że zgromadził wokół siebie dużą część elity emigracyjnej, w tym dwóch wieszczów?
Uwiódł nie tylko naszych dwóch wieszczów. Do Koła wstępowali też żołnierze, czyli teoretycznie osoby racjonalne, a także Francuzi. Towiański, szlachcic litewski, któremu w kościele w Wilnie została objawiona jego misja, założył w Paryżu Koło Sprawy Bożej. Na pewno dużą rolę odgrywała w Kole jego charyzmatyczna osobowość, ale przede wszystkim idee, jakie propagował. Opowiadał, że historia to proces doskonalenia się duchów w drodze do Boga, że upadek Polski to kara, ale cierpienie trzeba przyjąć, potraktować jako ofiarę. Dzięki temu nastąpi wielkie odrodzenie Polski i świata, Królestwo Boże na ziemi. Polska miała odegrać w dziejach zasadniczą rolę. Obietnice bliskiego odrodzenia Polski i jej wielka rola w planie Opatrzności to był miód na serce emigracji. Pamiętajmy też o kontekście historycznym. W czasach romantyzmu pomysły Towiańskiego nie były takie dziwaczne, jak nam się dzisiaj wydaje. Towiański proponował swoje wersje idei, które wtedy krążyły po Francji: doskonalenie się duchów przez reinkarnację, odrodzenie chrześcijaństwa, mesjanizm, czyli wiarę, że po okresie katastrof przyjdzie człowiek albo naród, który zbawi ludzkość od zła. Wieszczowie mieszkający we Francji obracali się wśród tego typu koncepcji.
Co pobyt w Kole Sprawy Bożej dał Słowackiemu?
Sam Słowacki mówił, że Towiański pozwolił mu „przejrzeć w krainę wiedzy”. Czyli wytłumaczył, że rzeczywistość ma naturę duchową, że wszystko, co istnieje, istnieje przez Ducha i dla Ducha. Druga rzecz, która zaintrygowała Słowackiego i którą przejął od Towiańskiego, to idea, że wszyscy jesteśmy duchami doskonalącymi się w procesie reinkarnacji. Trzecia myśl wzięta od Mistrza to doniosłość ofiary. Słowacki wykorzystał te pomysły, budując własną koncepcję. Bez Towiańskiego nie sposób sobie wyobrazić jego przemiany w mistyka.
Dlaczego więc Słowacki odszedł z Koła?
Towiańskiemu zarzucano jawną ugodowość wobec Rosji. Brak sprzeciwu wobec wyroków historii i pokora w przyjmowaniu kary wielu raziły, Słowackiego także. Irytowała msza za duszę Aleksandra I, w której wzięli udział towiańczycy. Dodatkowo Mickiewicz, który był zastępcą Towiańskiego, został współautorem wiernopoddańczego listu do Mikołaja I. Ale Słowacki odszedł nie tylko z powodu stosunku Towiańskiego do Rosji. Czuł, że w Kole krępowano jego indywidualność. Zresztą Słowacki od początku wyłamywał się i łamał na przykład zakaz pisania, w przeciwieństwie do Mickiewicza. Odrębność Słowackiego widać już w wierszu napisanym nazajutrz po przystąpieniu do Koła – „Tak mi Boże dopomóż”: „Idea wiary nowej rozwinięta/ W błyśnieniu jednym, zmartwychwstała we mnie (…). Z pokorą teraz padam na kolana, / Abym stał się silnym Boga robotnikiem. / Gdy wstanę, mój głos – będzie głosem Pana, / Mój krzyk – ojczyzny całej będzie krzykiem, /Mój duch – Aniołem, co wszystko przemoże”. Nie ma tu nic o Towiańskim, jest Słowacki, który odkrył swoją misję! Dla niego był ważny nie sam Towiański, ale wiedza, którą odsłonił. Mickiewicz, mimo iż wytrzymał 5 lat, też odszedł od Towiańskiego. Nie mógł zgodzić się z tym, że idea doskonalenia wewnętrznego oznacza nieangażowanie się w sprawy świata zewnętrznego. Zresztą obietnica odrodzenia Polski nie spełniała się, więc zrozumiałe, że zaufanie do Towiańskiego zaczęło maleć.
Swoją drogą, czy nauka o tej sekcie nie powinna być w szkole obowiązkowa…
Z pewnością, bo wywarła ona przemożny wpływ na naszych wieszczów – Słowackiego i Mickiewicza. Ona ich jakoś trwale przemieniła – Mickiewicz nie wrócił już do pisania, Słowacki zaczął tworzyć koncepcje genezyjskie. Jednak nasi wieszczowie nie są modelowym przykładem wejścia i wyjścia z sekty. Mieli zbyt silne osobowości, nie utracili kontroli nad własnym życiem, Koło Sprawy Bożej było raczej etapem ich własnego rozwoju duchowego i intelektualnego.
Czy Słowacki stworzył system, który jest uniwersalny i czytelny poza kontekstem XIX-wiecznych polskich nieszczęść?
Słowacki nie wykończył swojego systemu genezyjskiego, a system nieskończony nie jest prawdziwym systemem. Próbował jednak, jak inni w epoce romantyzmu, taki system stworzyć. Podobnie jak wielu ówczesnych filozofów i literatów wierzył, że można zrozumieć sens całości, stworzyć wyjaśniającą wszystko konstrukcję, gdzie wytłumaczy się Boga i świat, przyrodę i historię. Romantycy buntowali się przeciw oświeceniowemu, mechanicystycznemu i materialistycznemu obrazowi świata. Dla romantyków świat był znakiem ducha, był całością organiczną, przesyconą pierwiastkiem duchowym. To przekonanie przybierało czasem niezwykłe formy. Na przykład w romantycznych Niemczech byli lekarze, którzy nie wierzyli w rozprzestrzenianie się chorób zakaźnych, bo uważali, że wszelkie choroby są tak naprawdę chorobami ducha i przez ciało nie można się niczym zarazić! Systemy romantyczne miały dawać lepszą, niematerialistyczną interpretację nowych odkryć naukowych. Próbowano włączyć odkrycia naukowe w wizję świata, w którym jest jakiś sens, wartości, miejsce na ludzką indywidualność. Tak samo robi Słowacki w swoim zapisku na temat Faradaya: wydaje ci się, że odkryłeś elektromagnetyzm, a ty Ducha odkryłeś. Również oczekiwanie na jakąś formę przemiany, „przeanielenia” świata łączy Słowackiego z wieloma przedstawicielami epoki romantyzmu. W tym sensie Słowacki jest uniwersalny, bo jest zrozumiały na tle szerszego nurtu romantyzmu europejskiego, choć jako Polak sięga do tradycji polskiej i Polska odgrywa podstawową rolę w jego historiozoficznych koncepcjach. Pytaniem otwartym pozostaje, czy paradygmat romantyczny jest jeszcze w ogóle dla nas żywy.
Na czym polegała koncepcja filozofii genezyjskiej?
Zawarta jest w tej filozofii taka oto wizja historii świata. Na początku był Bóg, a w nim odwiecznie istniały duchy. Duchy nie zostały przez Boga stworzone, ale w pewnym momencie poprosiły, żeby Bóg dał im formę, kształty, żeby mogły się przejawiać. I zaczęły się przejawiać w postaci ruchu, magnetyzmu, elektryczności, czyli czegoś, co my uważamy za siły fizyczne, a Słowacki uważał za siły duchowe. Moment kluczowy następuje wtedy, gdy duchy – zamiast rozbłysnąć światłem – wybierają ciepło. One się „zaleniwiają”, wybierają przyjemne ciepło i zatrzymują się w procesie duchowej ewolucji. Z tego powodu zamiast światła powstaje ogień, a potem materia. Bóg ingeruje i zamyka ogień w materialnej skorupie – przypomina to skorupę ziemską i lawę w środku. Duchy zamknięte w materii dokonują w niej dalszej, teraz już ciężkiej i bolesnej pracy – przetwarzając materię w kolejne, wyższe formy poprzez ofiarę i odrzucanie starych form. Pierwiastek ognisty będący pierwiastkiem niszczenia, powstałym w wyniku pierwszej porażki duchów, jest stale obecny w świecie. Dlatego nie ma rozwoju bez niszczenia starych form. Czyli najpierw był według Słowackiego ruch zstępujący, gdzie w wyniku grzechu, błędu pojawiła się materia. Potem jest ruch wstępujący, poprzez materię duchy będą się pięły do góry i doskonaliły – najpierw w procesie ewolucji przyrodniczej, potem poprzez dzieje ludzkości. Celem tego procesu ma być światło, na końcu materia ma zostać przetworzona w światło. Materia powstała w wyniku „zaleniwienia” i już zawsze dla Słowackiego „zaleniwienie” w drodze postępu ducha to będzie jedyny grzech, jaki naprawdę można popełnić.
Czy nie przypomina to systemu gnostycznego? Współpraca dwóch braci – Chrystusa i Lucyfera – o której pisze Słowacki w „Samuelu Zborowskim”?
Taka koncepcje głosili w sredniowieczu bogomili i katarzy. Z kilku powodów można umieścić Słowackiego w szeroko rozumianym nurcie gnozy. Słowacki podkreśla rolę wiedzy; kiedy mówi o Towiańskim, to wskazuje na fakt przekazania wiedzy. Mówi o „wierze widzącej”. Tak jak gnostycy opowiada, że materia powstaje, kiedy pierwiastek boski upada, a potem iskra boska próbuje się z materii wydostać. Choć w odróżnieniu od wielu pomysłów gnostyckich, w koncepcji Słowackiego materia wymaga przepracowania, a nie odrzucenia. Poza tym Słowacki chce dać właściwy, jego zdaniem, wykład Księgi Genesis. Gnostycy historyczni tak właśnie robili. Były różne poziomy rozumienia Biblii – dosłowny, alegoryczny oraz ten dla najwyżej wtajemniczonych. Sama nazwa „Genesis z Ducha” sugeruje, że autor przedstawi, o co w Księdze Rodzaju naprawdę chodzi, co to wszystko znaczy. I nie żartuje.
Dodajmy do tego, że Słowacki widzi człowieka jako współpracownika Boga i więcej – potencjalnie Boga samego – w nawiązaniu do zdania Jezusa: „Bogami jesteście”. Czyż to nie gnoza w stanie czystym?
Skoro jesteśmy duchami, które odwiecznie były w Bogu i tylko otrzymały widzialne kształty, to różnica między Bogiem a nami jest raczej wyłącznie ilościowa. U Słowackiego heretyckie jest na pewno nieuznawanie zewnętrznego autorytetu, bezgraniczna ufność w prawdę własnego, prywatnego objawienia. Także przekonanie, że w ogólnym planie rozwoju ducha liczy się tylko własna zasługa, z wyłączeniem bożej łaski.
Jak w takim razie gnostyk mógł zostać wieszczem w katolickim kraju?
Nie wszyscy się Słowackim zachwycali, a zwłaszcza jego okresem mistycznym. Był bardzo popularny jako poeta o ogromnym talencie literackim i patriota. Można z zachwytem czytać różne utwory Słowackiego, nie pamiętając lub nie chcąc pamiętać, że wierzył w reinkarnację, wypisywał dziwne rzeczy o Lucyferze – jednym słowem, że był daleki od ortodoksji katolickiej. Podobnie przecież jest z Mickiewiczem, który też był nieprawowierny. Tak samo wierzył w reinkarnację i mówił np., że Napoleon lepiej zrozumiał Chrystusa niż teologowie Kościoła urzędowego.
Jak to jest z tym Papieżem Słowianinem?
Jest wiersz „Pośród niesnasków – Pan Bóg uderza”, napisany po tym, jak papież Pius IX zbiegł z rewolucyjnego Rzymu. Słowacki uważał, że Kościół nie rozumie, co się dzieje we współczesnym świecie, nie rozumie konieczności przemian społecznych, i dlatego teraz „Pan Bóg / (…) Dla Słowiańskiego oto Papieża/ Otworzył tron”. Dalej Słowacki pisze: „Więc oto idzie – Papież Słowiański/ Ludowy brat”. Ale co to znaczy ludowy brat? To znaczy papież, który poda rękę rozmaitym rewolucyjnym, radykalnym, wolnościowym tendencjom. Że będzie z tych, którzy chcą burzyć stare formy, a więc są awangardą ducha w jego drodze ku przeanieleniu ludzkości. Nie jest to zwykła zapowiedź personalnej zmiany warty w Rzymie. Jest to właściwie wizja zniesienia dotychczasowego papiestwa – bo papież miałby teraz mówić to, co mówi Słowacki o postępie ducha przez porzucanie starych form. Dlatego słowa o słowiańskim papieżu należy raczej rozumieć przenośnie. A dlaczego u Słowackiego papież będzie słowiański? Będzie Polakiem, bo to właśnie Polsce przypada rola duchowej awangardy ludzkości. Bo to Polacy stworzyli jedyny ustrój społeczny, który naprawdę wspiera postęp Ducha – rzeczpospolitą szlachecką.
Tak czy siak w 1978 roku wszyscy uważali, że wywieszczył naszego papieża. A niechęć Kościoła do Słowackiego wydaje się w pełni uzasadniona – nie trzeba być wytrawnym tropicielem herezji, żeby dostrzec w nim heretyka.
Rzeczywiście trudno dziwić się tej antypatii. W 1909 roku, w 100-lecie urodzin Słowackiego, odbyło się w setkach miast i miasteczek, w kraju i za granicą, ok. 1000 uroczystości poświęconych wieszczowi. Wtedy próbowano sprowadzić prochy Słowackiego do kraju i pochować go na Wawelu, ale nie zgodziła się hierarchia kościelna. Dopiero w 1927 roku marszałek Piłsudski, który wielbił Słowackiego za heroistyczną wizję dziejów, w której tak wiele zależy od wielkich jednostek – sprowadził na Wawel jego prochy, które dotąd spoczywały na cmentarzu Montmartre. W 1927 roku prochy Słowackiego płynęły na statku „Mickiewicz” od ujścia Wisły do Krakowa. Statek zatrzymywał się po drodze, a ludzie masowo wylegali na brzeg i oddawali hołd poecie. Odbył się uroczysty pogrzeb na Wawelu; Marszałek Piłsudski wygłosił mowę, którą zakończył zdaniem: „W imieniu rządu Rzeczypospolitej polecam Panom odnieść trumnę do krypty królewskiej, by królom był równy” (niektórzy uczestnicy usłyszeli: „bo królom był równy”).
A jaki był stosunek romantyków do Kościoła?
U Słowackiego i Mickiewicza niechętny, ponieważ Kościół potępiał ruchy wolnościowe, w tym powstanie listopadowe, i akceptował ponapoleońskie status quo. Sądzono, że ta postawa oznacza, że Kościół utracił kontakt z Bogiem, że jego legitymizacja wygasła. Prawdziwe chrześcijaństwo miało być gdzie indziej – np. u Towiańskiego. Podczas prelekcji paryskich Mickiewicz wygłaszał całe tyrady przeciwko Kościołowi. Oburzało go, że przez dwa tysiące lat Kościół nie zdołał stworzyć Królestwa Bożego na ziemi i wprowadzić zasady miłości bliźniego do stosunków międzynarodowych. Nic dziwnego, że ostatnie kursy prelekcji, które nosiły na sobie ślady inspiracji Towiańskim, znalazły się na Kościelnym indeksie ksiąg zakazanych. W ogóle w romantyzmie nadzieje na odrodzenie chrześcijaństwa w jakiejś nowej formie były wszechobecne – od konserwatystów do socjalistów.
Ale Słowacki się przed śmiercią wyspowiadał.
Pewnie czuł, że przynależy do Kościoła, nawet jeśli uważał, że Kościół i papież nie rozumieją swojej prawdziwej roli i mylą się w swojej nauce. Słowackiemu na przykład bardzo nie podobało się, że według nauczania Kościoła Bóg stwarza nas bez naszej zgody. U Słowackiego duchy same chcą odrębnego istnienia, a ich kolejne wcielenia są w jakimś sensie dobrowolne. Słowacki miał też, jak już wspominałam, własny pomysł na odczytanie Księgi Rodzaju. W „Genezis z Ducha” i „Liście do J. N. Rembowskiego” stworzył koncepcję, która łączyła wizje dotyczące przebiegu ewolucji przyrodniczej z elementami biblijnej opowieści o Adamie i Ewie. Całość tego pomysłu, która miała zresztą wiele wersji, jest niedopracowana, ale główne idee są jasne. Świat materialny jawi się Słowackiemu jako czyn ducha. Duchy, po upadku w materię, znalazły się w kamieniu. By zmienić formę na wyższą, złożyły ofiarę ze spokoju i trwałości, jakimi cieszą się kamienie. W zamian za osiągnięcie przez materię wyższej formy – czyli formy organicznej, duchy skazały się na cierpienie. Wedle Słowackiego najpierw powstały zwierzęta, życie podwodne: np. ośmiornice, polipy. Niektóre potem wyszły na ląd, ale się „zaleniwiły” i przyrosły do ziemi, stając się roślinami. Nie wdając się w szczegóły, powiem, że na drodze ewolucji ducha następowało wiele potknięć, objawiających się np. katastrofami geologicznymi. Bóg czasem ingerował w ten proces, na przykład spalił rośliny, które potem, znów dzięki woli samych duchów, zamieniły się w węże, gady, i rozwój zwierząt postępował dalej. Jest to swoisty proces ewolucji przyrodniczej w wydaniu przeddarwinowskim – swoją drogą, Darwin był rówieśnikiem Słowackiego. U Słowackiego mamy do czynienia z ewolucją kierowaną przez duchy, które się reinkarnują w kształty coraz wyższe, dające więcej możliwości. Na przykład duch będący w ślimaku stworzył sobie jako kolejne formy żółwia i żuka – co prawda zachował na plecach pancerzyk, ale zyskał większą ruchliwość! Istotne jest dla Słowackiego, że mechanizm ewolucji przyrodniczej zakłada cierpienie, ofiarę i konieczność niszczenia starych form. I kiedy duch po przejściu różnych form zwierzęcych osiągnął poziom człowieka, taki sam mechanizm postępu zaczął rządzić historią. W postępie dziejowym szczególnie ważne są wybitne jednostki, które potrafią „zaprzeczyć z Ducha” temu, co stare i co domaga się przezwyciężenia. Przez takie jednostki przejawia się Duch, który szuka wyższej formy. O tym między innymi opowiada „Król- -Duch”. Zresztą powiązanie przyrody i historii jest u Słowackiego bardzo ścisłe także w innym sensie. Słowacki dostrzega w przyrodzie pewne zapowiedzi tego, co potem wydarzy się w życiu społecznym. Np. duch, będąc w koniczynie, która ma równe listki, po raz pierwszy sformułował ideę republiki, a będąc w stokrotce – wpadł na pomysł narodu.
Może dlatego, że stokrotki rośną stadami?
Może. To jest piękna poetycka wizja, bardzo odległa od naszego rozumienia pozycji człowieka w świecie. Jeśli my dzisiaj umieszczamy się w ewolucyjnym łańcuchu bytów, to się poniekąd poniżamy i mówimy sobie: „jesteś tylko trochę lepszym zwierzęciem”. U Słowackiego jest odwrotnie – rośliny i zwierzęta są mniej rozwiniętymi ludźmi. U Słowackiego człowiek patrzy na przyrodę i mówi: „tyle przeszedłem, tyle zrobiłem; co muszę teraz zrobić, z czego ofiarę złożyć, żeby się nie zaleniwić?”.
Czy to, co pisał Słowacki, można nazwać utopia?
Koncepcje społeczne Słowackiego pewnie można nazwać utopijnymi w potocznym sensie tego słowa. Zgodnie z atmosferą epoki, Słowacki marzył o wspólnocie, gdzie jednostka będzie zjednoczona z innymi bez pośrednictwa instytucji, które kojarzymy z państwem prawa. Bo dlaczego nie? Skoro duchy dobrowolnie inkarnują się w jednym narodzie, to znaczy, że mają jakąś wspólną duchową ideę. A więc w zasadzie takie grupy duchów powinny być jednomyślne. Bardziej potrzebny im jest społeczny entuzjazm, oparty na irracjonalnej więzi, niż racjonalne procedury, np. głosowania sejmowe. Jednocześnie u Słowackiego osoby, które ucieleśniają na danym etapie historii postęp ducha, powinny mieć przywilej mówienia „nie” i niszczenia starych form. Dlatego Słowacki idealizował rzeczpospolitą szlachecką i uważał, że aby kontynuować postęp ludzkiego ducha, Polska musi zmartwychwstać w tej właśnie formie ustrojowej. Najbardziej podobała się Słowackiemu zasada „liberum veto”, która miała pozwalać wielkiej jednostce na niezgodę z opinią mniej oświeconej większości. Jeśli rzeczpospolita szlachecka upadła, to nie dlatego, że zasada „liberum veto” była zła, tylko dlatego, że nie stosowano jej dla postępu Ducha. Słowacki wyobrażał sobie, że w zmartwychwstałej Polsce społeczeństwu będą przewodzić wielkie duchy, a inni będą się na to jakoś zgadzać.
Wieszcz miał konszachty z czołowym ideologiem anarchizmu Bakuninem. Jaki był stosunek Słowackiego do kwestii anarchii? W „Samuelu Zborowskim” autor jednoznacznie sympatyzuje z warchołem, który za śmiertelne zranienie kasztelana przemyskiego został skazany na banicje. A ponieważ się jej nie podporządkował – został ścięty.
Rzeczywiście, miało miejsce spotkanie z Bakuninem w mieszkaniu Słowackiego w Paryżu. Trzeba jednak pamiętać, że Bakunin nie przyszedł do Słowackiego, żeby propagować anarchizm, tylko był zainteresowany polskimi dążeniami niepodległościowymi, bo tworzył wówczas panslawistyczny projekt wymierzony w Habsburgów i carat. Nie był wtedy w pełni ukształtowanym ideologiem anarchizmu.
Bakunin był wtedy jeszcze skromnym wywrotowcem.
Można przypuszczać, że panowie w pewnych sprawach mogli znaleźć wspólny język. Ale jednocześnie w 1847 roku Słowacki napisał wiersz o Bakuninie, gdzie bardzo krytycznie ocenił to, że Bakunin odwoływał się do głów, a nie do serc, zaś jego myśl miała być na kształt „dychaczki chimery”– czyli jakaś chimeryczna, nie taka jak trzeba. Słowacki nigdy nie był anarchistą w sensie bakuninowskim. W latach 60. tym bardziej by się poróżnili, bo Słowacki nie mógłby zaakceptować materializmu i ateizmu w doktrynie Bakunina. A co do Zborowskiego – to autor z nim sympatyzuje, bo nie można, jego zdaniem, podtrzymywać skostniałego systemu, kiedy alternatywą jest wolność Ducha. Niezgoda wydaje się tu wartością większą niż prawo stanowione. Wiadomo, że historyczny Zborowski nie miał żadnych wyższych pobudek, ale w utworze reprezentuje veto i dlatego racja jest po jego stronie.
Słowacki pojechał w 1848 roku do Wielkopolski radykalizować nastroje powstańcze i wzywał do „świętej anarchii”. Przeceniał realne możliwości tego zrywu. Rozumiem, że Słowackiemu obca była „real politic”. Ale jak mógł tak idealizować lud, nie pamiętając o rabacji galicyjskiej sprzed dwóch lat?
Pamiętał, ale egzaltował się swoją wizją postępu Ducha, wizją historii jako procesu duchowego, w którym ofiary po prostu są niezbędne.
Może nie bez powodu Feliks Dzierżyński potrafił recytować z pamięci obszerne fragmenty „Króla-Ducha”. Czy Słowacki zapisałby sie do partii komunistycznej lub nazistowskiej?
Oczywiście, że nie. Przecież partia komunistyczna propagowała światopogląd materialistyczny, to więc było robienie rewolucji „z ciała”, a veto miało iść przecież „z ducha”. Co do NSDAP, to gdyby Słowacki był Niemcem, to nie byłby Słowackim. Ale mówiąc serio, tu można zadać inne, ważniejsze pytanie: na ile ideologia narodowosocjalistyczna czy komunistyczna jest spadkobierczynią epoki romantyzmu? Leszek Kołakowski zwracał uwagę, że marksistowski pomysł stworzenia idealnie zjednoczonej ludzkości ma korzenie romantyczne. Podobnie można powiedzieć o nazistowskiej koncepcji wspólnoty jako całości organicznej, spojonej irracjonalną więzią. I co prawda w żadnym totalitaryzmie nie ma miejsca na tak drogie Słowackiemu „liberum veto”, ale jednocześnie to właśnie Słowacki w imię swojej idei postępu usprawiedliwia wszelkie okrucieństwo.
Słowacki napisał młodzieńczy poemat „Lambro”, w którym bohater zatraca się, zażywając opium. Wiemy, ze narkotyki były obecne w jego realnym życiu. Czy należy łączyć obrazy z poematu z wizjami okresu mistycznego?
Zwraca się uwagę rzeczywiście, że już z tego młodzieńczego poematu „Lambro” widać, że Słowacki w sprawie narkotyków wiedział, o czym pisze. Jest też bezpośrednie świadectwo, mianowicie list Konstantego Gaszyńskiego do Krasińskiego z 1851 roku, w którym czytamy, że Słowacki podobno zażywał opium i że miał widzenia, które Gaszyńskiemu opisywał. Ale przecież mógł opisywać swoje wizje, bo był poetą-wizjonerem! Z drugiej strony w tamtej epoce artyści chętnie zażywali opium. A może Słowacki zażywał opium z powodu gruźlicy? Na pewno nic nie wiemy o tym, żeby Słowacki, jak Timothy Leary – piewca LSD – szukał przeżyć mistycznych za pomocą narkotyków. Poza tym bohater „Lambro” chce uciekać od rzeczywistości, bo jest ona dla niego nie do zniesienia. Nie ma to nic wspólnego z okresem genezyjskim. Słowacki nie ma zamiaru uciekać od rzeczywistości, chce ją lepiej zrozumieć, wie, że jest jej częścią i że jest za nią odpowiedzialny. Swoją drogą, w „Polityce ekstazy” Timothy Leary’ego znajduje się opis wizji mistycznych, w którym mowa o świetle i o tym, że duch jest istotą rzeczywistości, czyli trochę podobnie do tego, co mówił Słowacki. Bardziej więc do późnego Słowackiego pasowałyby halucynogeny niż opium. Ale jaka była rola narkotyków przy powstawaniu wizji genezyjskich – prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.