Fatmir Haklaj był szefem policji w miasteczku Bajram Curri na północy Albanii, gdy w 1997 r. zastrzelono jego brata. Wszyscy wie-dzieli, że sprawcy należeli do rodu Hoxhajve, więc nie powinien mieć problemów z udowodnieniem im winy i postawieniem przed sądem. Fatmir postąpił jednak inaczej. Zrzucił mundur, wystąpił z policji i oświadczył, że za każdą kulę, która dosięgła jego brata, zabije jednego przedstawiciela wrogiego klanu. W ciele ofiary tkwiło dziewięć kul. W ciągu kilku tygodni w miasteczku odbyło się dziewięć pogrzebów.
Hoxhajve nie czekali z założonymi rękami. Też zmyli „czerń ze swoich twarzy”. Liczba pogrzebów w czterotysięcznym Bajram Curri wzrosła do 18. Na Haklaja, który zaszył się z ochroniarzami w twierdzy, polowali dwa lata. Jego rodzina była już tak przetrzebiona, że nie miał go kto pomścić. Jednak 2 kwietnia 2002 r. do restauracji przy głównej ulicy Bajram Curri weszła szczupła, ostrzyżona na krótko kobieta. Kodeks honorowy albańskich górali nakłada obowiązek pomszczenia zabitych krewniaków wyłącznie na mężczyzn; kobietom zakazuje dotykania broni. Dlatego nauczycielka Zylfie Haklaj, siostra Fatmira, obcięła włosy, założyła spodnie i męską kurtkę. Wyglądała jak mężczyzna, gdy stanęła w drzwiach lokalu, wyjęła kałasznikowa i nacisnęła spust. Dwóch siedzących za barem Hoxhajve osunęło się na ziemię. Po wykonaniu egzekucji Zylfie spokojnie wyszła z lokalu i… zniknęła.
Tym razem świadków zbrodni było tak wielu, że władze musiały zareagować. Rozesłały listy gończe, zwróciły się o pomoc do Interpolu. W 2005 r. Zylfie zatrzymano w Szwecji i deportowano do Albanii, gdzie sąd skazał ją na 25 lat więzienia. Był to wówczas najwyższy wymiar kary za odwetowe zabójstwo. Zanim trafiła za kratki, pochowała czterech braci, trzech wujów i dziewięciu kuzynów!
Morderca na stypie
Według danych Narodowego Komitetu Pojednania (CNR) – organizacji walczącej z wpisanym w albańską tradycję nakazem zemsty rodowej – w ciągu ostatniego ćwierćwiecza w wyniku klanowych porachunków zginęło 10,5 tys. osób. Ile było ofiar w całej historii kraju, nie sposób oszacować; można przypuszczać, że to ogromna liczba, ponieważ zemstę rodową praktykuje się w Albanii od zawsze. Kolejni władcy – Rzymianie, Bizantyjczycy, Bułgarzy, Turcy – nie byli w stanie opanować niedostępnych górskich regionów. Ich mieszkańcy żyli według własnych zasad.
Nie było to łatwe życie. Surowy klimat, brak ziemi uprawnej i wody rodził nieustanne konflikty. Zagrożenie mogło nadejść z każdej strony, nawet z zagrody sąsiada. Przed wojną wszystkich ze wszystkimi chroniło jedynie kształtowane przez wieki prawo zwyczajowe. Jednym z jego filarów była gjakmarrja („krew za krew”).
Jej sens można streścić w ostrzeżeniu: „Nie zabijaj, bo zabijemy ciebie albo twoich synów i braci”. Sięgający starożytności, wzmocniony w średniowieczu zwyczaj dotrwał do naszych czasów.
Zemsta po indiańsku
Według wierzeń Indian niepomszczona dusza zabitego wojownika błąkała się po świecie, szukając sprawiedliwości. Zaburzało to harmonię między światem ludzi i duchów, co zagrażało całemu plemieniu. Równowagę przywracała dopiero śmierć zabójcy. Zemsty mógł jednak dokonać tylko najbliższy krewny ofiary – syn, ojciec lub brat. Przed ich pochopnymi decyzjami chroniło „prawo azylu”, zgodnie z którym sprawca mógł się bezpiecznie schronić w wyznaczonym miejscu. Czirokezi i Apacze mieli co najmniej cztery takie oazy. Dopóki podejrzany w nich przebywał, nie wolno go było zabić. Gdy jego winę uznawano za udowodnioną, musiał opuścić schronienie.
O tym, do czego mógł prowadzić brak zasad dokonywania zemsty rodowej, świadczą dzieje indiańskich plemion w Amazonii. Antropolog i archeolog z Oksfordu prof. Lawrence H. Keeley w książce „War Before Civilisation. The Myth of Peaceful Savage” (Wojna przed nastaniem cywilizacji. Mit pokojowych dzikich) pisze, że u ludów Yanomani i Maca w walkach o honor ginęła jedna trzecia mężczyzn. Znacznie więcej niż w wojnach z obcymi plemionami.
Rodowej zemsty nie wymierza się na oślep. „Akt zabójstwa jest silnie zrytualizowany” – wyjaśnia doktor Karolina Bielenin-Lenczowska z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW. „Prawo zwyczajowe precyzyjnie określa, kogo można zabić, za co, w jakich okolicznościach i w jaki sposób”. To prawo niepisane, lecz powszechnie przestrzegane. Nie wiadomo, jak wyglądało wykonywanie wyroków przed pojawieniem się broni palnej, ale od późnego średniowiecza przyjęła się zasada, że do winowajcy należy strzelić. Najlepiej w biały dzień i w głowę. Po wykonaniu egzekucji zabójca nie ucieka z miejsca zbrodni, lecz podchodzi do zwłok, odwraca je twarzą ku niebu, opiera o nie karabin. Dzięki temu wszyscy wiedzą, że nie był to mord, lecz spełniony obowiązek.
Mała i duża besa
Na tym rytuał się nie kończy. Zgodnie z kodeksem krewni nie mogą od razu przystąpić do zemsty. Muszą ogłosić tzw. besę. Doktor Bielenin-Lenczowska uważa, że to obok honoru kluczowe pojęcie pozwalające zrozumieć albańską kulturę: „Besa jest gwarancją udzielaną przez rodzinę ofiary, że przez określony czas nikt jej nie pomści. Niedotrzymanie przyrzeczenia byłoby równoznaczne z utratą honoru”.
Mała besa obowiązuje do momentu pogrzebu (u muzułmanów przez dzień, u chrześcijan – trzy dni). Sprawca może się czuć wówczas bezpiecznie, nierzadko bierze udział w przygotowaniach do pochówku swojej ofiary, a nawet uczestniczy w stypie. Potem ogłasza się dużą besę, mogącą trwać nawet miesiąc. Gdy termin upłynie, rodzina ofiary zaczyna przygotowania do zemsty. Nadal jednak powinna respektować pewne zasady. Najważniejsza z nich głosi, że dom jest świętością, więc tam zabójcy nic nie grozi. Gjakmarrja rozciąga się jednak na wszystkich męskich członków rodu i oni także nie mogą wyjść za próg. Zdają się całkowicie na kobiety, które ich żywią i za nich pracują.
Agim Loci, jeden z liderów CNR, doprowadził niedawno do pojednania rodzin Puci i Ferhati z przedmieścia Tirany. Konflikt między nimi zaczął się w 2004 r., gdy jeden z Pucich zadźgał nożem dwóch Ferhatich. Zabójca został aresztowany, skazany na dożywocie, ale rodzina ofiar uznała, że to za mało i zapowiedziała krwawy odwet. Przerażeni Puci przez sześć lat nie wychodzili z domu. W niewielkim pomieszczeniu gnieździło się dziewięć osób, w tym pięcioro dzieci w wielu od 5 do 17 lat.
Koszula na ścianie
O obowiązku dokonania zemsty ma nieustannie przypominać zakrwawiona koszula ofiary, którą wiesza się w widocznym miejscu. Wyrok powinien zostać wykonany, zanim krwawe plamy na koszuli spłowieją. Jeśli jednak zabójca nie wyjdzie z domu przez bardzo długi czas, można odwołać się do zasady „krew się nie starzeje” i czekać do skutku. Bywa i tak, że „honor” rodu ratują dopiero następne pokolenia.
Pierwsze próby wyplenienia gjakmarrji podjęto w 1912 r., po ogłoszeniu niepodległości Albanii. Nowe władze jednak nie były w stanie kontrolować całego kraju, którego trzy czwarte powierzchni pokrywają góry. Nowoczesne prawo i porządek nie docierały zwłaszcza do regionów północnych uważanych za najbardziej niedostępny i dziki skrawek Europy.
Zmarły pokazuje, kto go zabił
W zamieszkanych przez Beduinów górach i pustyniach północnej Afryki, Bliskiego Wschodu, Półwyspu Arabskiego władza państwowa jest iluzoryczna; rządzą plemienni i klanowi przywódcy. Są muzułmanami, ale religijną żarliwość godzą z obyczajami ukształtowanymi jeszcze przed narodzinami islamu. W Jemenie i na południu Egiptu już w trakcie pogrzebu można się dowiedzieć, czy dojdzie do zemsty. Jeśli kondukt zatrzyma się przed czyimś domem i obróci w jego stronę trumnę, mieszkańcy powinni przygotować się na najgorsze. Bo „zmarły pokazał, kto go zabił”. To oczywiście przesąd, gdyż w wiosce nie da się niczego ukryć i rodzina ofiary zna zabójcę. Stając przed jego domem, dopełnia jedynie rytuału. Jeśli starszyzna próbuje zapobiec zemście, obie strony wybierają przedstawicieli, których zadaniem jest… niedopuszczenie do pojednania. Mają pilnować, by krewni ofiary odrzucali wszelkie propozycje ugody, zwłaszcza gdy zachęca do niej atrakcyjne zadośćuczynienie.
Bezwzględną walkę zemście rodowej wydali dopiero komuniści. Za jej kultywowanie karali śmiercią, egzekucje – dla odstraszenia – wykonywali publicznie. Brutalny reżim unicestwiał jednak całe kulturowe dziedzictwo narodu, uznając je za relikt feudalnej przeszłości. Tymczasem gjakmarrja była tylko niewielką częścią kodeksu honorowego albańskich górali.
Gdy krótko przed wybuchem II wojny światowej franciszkański zakonnik Shtjefën Gjeçov spisał prawa zwyczajowe obowiązujące na terenach kontrolowanych w XV w. przez księcia Lekë Dukagjiniego, okazało się, że liczba przepisów przekracza 1200. Wydrukowany dokument nazwano Kanunem (czyli kanonem) Lekë Dukagjiniego. Normował on życie społeczności i każdego człowieka od narodzin do śmierci.
Upadek starych zasad
Reżim komunistyczny zniszczył te niepisane, lecz powszechnie przestrzegane normy. Gdy w roku 1992 upadł, z Kanunu pamiętano już tylko to, że krzywdę wyrządzoną rodzinie należy pomścić. I natychmiast rozkręciła się spirala niekontrolowanej przemocy. Zabijanie stało się tym łatwiejsze, że podczas gwałtownych zamieszek, jakie wybuchły po runięciu tzw. piramid finansowych (1997 r.), z magazynów wojskowych skradziono ponad 650 tys. sztuk broni!
Dawni górale mieli jedynie prymitywne strzelby, współcześni mściciele dysponują kałasznikowami, co zwiększa liczbę ofiar. Zwłaszcza że już prawie nikt nie przestrzega zmuszających do powściągliwości tradycyjnych zasad. Strzela się do każdego i w każdym miejscu. Nikoll Shullani z Narodowego Komitetu Pojednania powiedział w wywiadzie dla „Der Spiegel”, że „przyczyną większości ataków nie jest obrona honoru, lecz odreagowywanie życiowych niepowodzeń i frustracji”. Dlatego na celownik bierze się nawet dzieci.
Złamano też taką świętość jak nienaruszalność domu. W wiosce Fushe Arrez „mściciele” podłożyli bombę pod kamienny budynek i czekali, aż z ruin wybiegną ukrywający się mężczyźni. Wtedy otworzyli do nich ogień z karabinów maszynowych. Kolejna przestrzegana przez wieki zasada zabraniała vendetty na kobietach. To także już przeszłość. W 2012 r. w wiosce Kasnec Dukagiin zastrzelono pracującą w polu 17-letnią Marie Qoku. Była kuzynką osobnika, który zabił w bójce sąsiada. Mordercę skazano na 14 lat więzienia, ale rodzinie jego ofiary to nie wystarczyło i zemściła się na dziewczynie.
Więźniowie we własnym domu
O albańskiej gjakmarrji zrobiło się głośno dzięki nauczycielce Liljanie Luani, która opowiedziała zagranicznym reporterom o losie braci Gjonulli: 9-letniego Nikolina i 12-letniego Amarilda. Chłopcy od urodzenia są więźniami rodzinnego domu, nigdy z niego nie wyszli. Nie mogą nawet pobiegać po podwórku, bo za płotem czyha uzbrojony sąsiad. Sprawcą ich niedoli jest wujek, który w pijackiej awanturze zabił członka rodziny sąsiada. Mordercę skazano na 25 lat więzienia, ale rodzina ofiary uznała, że odzyska honor dopiero wtedy, gdy Gjonulli zapłacą śmiercią za śmierć. Odrzuciła wszystkie propozycje ugody.
Kilka lat temu Amarildo nieopatrznie wybiegł za próg i omal nie zginął. Na szczęście sąsiad nie wycelował dokładnie. Matka dzieci nie wytrzymała napięcia i w 2013 r. popełniła samobójstwo. Udręczeni chłopcy przeżyli kolejną traumę, gdy znaleźli jej ciało. Sąsiad ogłosił wówczas besę, by dzieci mogły wziąć udział w pogrzebie mamy. Po trzech dniach znów stanął za płotem z bronią gotową do strzału. Bracia nie chodzą do szkoły, nie mają kolegów. Kilka razy w miesiącu odwiedza ich jedynie nauczycielka Liljana Luani. Przejęta ich losem w końcu nie wytrzymała, podniosła alarm i oskarżyła w wywiadzie dla agencji AFB albańskie władze o bezczynność. Jeszcze nie ucichły echa tej wypowiedzi, gdy w drodze do szkoły zastrzelono innego jej ucznia, nastoletniego Eduarta.
Albania jest od 2009 r. członkiem NATO, ubiega się o członkostwo w Unii Europejskiej. Ponieważ gjakmarrji nie da się pogodzić z zasadami praworządności obowiązującymi w tych organizacjach, władze musiały zacząć zwalczać praktyki, które przybrały jeszcze bardziej prymitywną formę niż w średniowieczu. Premier Edi Rama przyznał w 2013 r., że „wymiar sprawiedliwości do tej pory zawodził” i zapowie-dział jego zreformowanie. Minimalną karę za wykonanie rodowej zemsty podniesiono z 25 do 40 lat. W teren ruszyli wolontariusze starający się przekonać skłócone rodziny do zaniechania zemsty. Katolicki biskup Szkodry, największego miasta północnej Albanii, wydał dekret grożący ekskomuniką każdemu, kto odbiera krew (gjakmarrja to w dosłownym tłumaczeniu branie krwi). Zmasowane działania przyniosły pewien postęp. Narodowy Komitet Pojednania podaje, że w 2012 r. w podobnej sytuacji jak bracia Gjonulli znajdowało się 900 dzieci, a 1008 rodzin żyło w ukryciu. Rok później liczba dzieci, które nie wychodziły z domu, zmniejszyła się do 306, dziś jest ich ok. 150. Przed zabójcami ukrywa się co najmniej 600 rodzin.
Rytuał całunu
By przemoc nie osiągała skali zagrażającej całej lokalnej społeczności, próbuje się wypracowywać sposoby honorowego kończenia konfliktów. Zamiast wzajemnego wybijania się, mediatorzy proponują rekompensatę materialną dla poszkodowanej rodziny. Negocjacje są trudne, bo jak w pieniądzach czy krowach wycenić życie? Dlatego poza zadośćuczynieniem winowajcy muszą się poddać upokarzającym rytuałom. Dopiero wtedy obie strony mogą uznać, że ich godność została jednakowo naruszona i bilans krzywd wyszedł na zero. Egipski pisarz Tawfiq al-Hakim opisał jeden z takich obrzędów, nazywany pogrzebem całunu.
Po zawarciu porozumienia i zapłaceniu odszkodowania sprawca zabójstwa lub jego bliski krewny, koniecznie mężczyzna, obchodzi wieś z białym całunem pogrzebowym na wyciągniętych ramionach. Członkowie wrogiej rodziny mogą go obrzucać obelgami, grozić śmiercią, przykładać noże do gardła. Gdy uznają, że został wystarczająco znieważony, zapraszają do domu, gdzie podają sobie dłonie na znak pojednania.
Od tego momentu obowiązek rodowej zemsty wygasa, ale nie ma gwarancji, że tłumione emocje znów pewnego dnia nie eksplodują.
Chaos na świecie
Przypadek Albanii nie jest wyjątkowy w skali świata. „Wszystkie społeczności przechodziły przez okres zemsty rodowej” – pisał w traktacie „O wielości cywilizacyj” nasz historiozof Feliks Koneczny. I wyjaśniał, że przed powstaniem państw, systemów prawa i władzy zdolnej do wymierzania sprawiedliwości była to jedyna metoda utrzymywania społecznej równowagi, a odpowiedzialność zbiorowa stanowiła gwarancję jej skuteczności. Zamach na jednego członka rodu zobowiązywał bowiem wszystkich krewnych do pomszczenia krzywdy, natomiast groźba odwetu na każdym powinowatym powstrzymywała przed pochopnym rozlewem krwi.
W Europie zemsta rodowa zaczęła zanikać w późnym średniowieczu, wraz z przejmowaniem monopolu na karanie przestępców przez państwo i wspierający je Kościół. Najdłużej, niemal do naszych czasów, praktykowano ją w regionach, których władza centralna nie była w stanie kontrolować – w górach i na wyspach. Sycylijska vendetta to najbardziej znany przykład, ale identyczne reguły obowiązywały na Sardynii, Korsyce, Krecie; w Szkocji, w Irlandii, w Pirenejach i na Bałkanach. Także dziś dochodzi tam czasem do samosądów, jednak już nie w wyniku presji otoczenia. W stabilnych państwach zemstę rodową traktuje się jak zagrożenie dla społecznego ładu. Natomiast na Dalekim Wschodzie, w upadłych państwach Azji i Afryki czy w dżunglach Ameryki Południowej ludzie, którzy nie mogą liczyć na skorumpowane i nieudolne instytucje wymiaru sprawiedliwości, wymierzają ją sami.