Jan Stradowski: Od ponad 10 lat promujesz ideę ekologicznego pochówku. Czy to, co dotychczas robiliśmy ze zmarłymi, aż tak bardzo szkodzi środowisku?
Susanne Wiigh-Mäsak: Ciało pochowane w trumnie głęboko pod ziemią rozkłada się, wskutek czego powstaje m.in. metan, który jest gazem cieplarnianym. Z kolei kremacja oznacza duże zużycie energii, emisję dwutlenku węgla i wielu innych zanieczyszczeń prosto do atmosfery. To nie jest naturalna kolej rzeczy. Opracowana przeze mnie metoda zwana promesją jest najbliższa temu, co dzieje się z ciałem w przyrodzie.
J.S.: Ale ona polega na zamrażaniu ciała w ciekłym azocie i zamienianiu go w pył pod wpływem wibracji. A w przyrodzie zwłokami zajmują się
padlinożercy…
S.W.M.: I rozdrabniają je na kawałki, trawią tkanki, wydalają resztki. Materia organiczna ze zwłok bardzo szybko wraca do naturalnego obiegu. Promesja naśladuje ten proces, tyle że w bardziej estetyczny sposób. Rozdrobnione ciało może zostać zakopane płytko w ziemi, gdzie ulegnie skompostowaniu i wzbogaci glebę w składniki odżywcze, wykorzystywane następnie przez rośliny. Ale jeśli ktoś chce, może oczywiście pochować szczątki w tradycyjny sposób lub poddać je kremacji.
J.S.: A dlaczego? Czym się różni kremacja sproszkowanego ciała od tej standardowej?
S.W.M.: W czasie promesji szczątki są odwadniane, a następnie filtrowane tak, by nie zawierały metali – w tym trującej rtęci – i innych zanieczyszczeń. Podczas spalania takich szczątków nie powstają toksyczne substancje, takie jak dioksyny, których przy typowej kremacji nie można uniknąć. Dlatego moja metoda cieszy się tak wielkim zainteresowaniem wśród pracowników krematoriów. Mają nadzieję, że będą pracować w zdrowszych warunkach.
J.S.: Gdy rozmawialiśmy dwa lata temu, mówiłaś, że lada moment zostanie otwarte pierwsze promatorium, czyli instalacja do promesji zwłok. Nie udało się?
S.W.M.: Ku mojemu zaskoczeniu – nie. Przez prawie 10 lat moja firma Promessa pracowała nad tym razem ze szwedzkim Kościołem, władzami miasta Jönköping i pracownikami tamtejszego krematorium. Wszyscy byli pozytywnie nastawieni do tego pomysłu. Władze kościelne mówiły wręcz, że dla wiernych powinna to być preferowana forma pochówku. Jednak w 2009 r. do głosu doszli bardzo konserwatywni lokalni politycy, którzy zablokowali dalsze prace. Twierdzili, że po zmartwychwstaniu ludzie muszą stanąć przed Bogiem w całości, więc ciał nie można poddawać promesji. Próbowaliśmy im wyjaśnić, na czym polega nasza metoda, ale nie chcieli nawet się z nami spotkać.
J.S.: Zrezygnowaliście?
S.W.M.: W tamtym miejscu tak, ale mamy już dwie nowe lokalizacje – jedną w Szwecji, drugą w południowych Niemczech. Promatoria powinny tam ruszyć w przyszłym roku. Tym razem jednak nie zamierzamy zdradzać zbyt wielu szczegółów, póki wszystko nie będzie gotowe. Mam wrażenie, że w Jönköping zaszkodziła nam ta niewielka grupa, która obawia się zmian w krematoriach czy całej branży funeralnej. A przecież my nie chcemy zastąpić innych form pochówku, tylko zaproponować alternatywę albo ich uzupełnienie.
J.S.: Kiedyś powiedziałaś, że sam przebieg promesji nie będzie budził u ludzi obrzydzenia; że jest to coś, co można by pokazywać dzieciom. Naprawdę tak jest?
S.W.M.: Gdybyśmy nie byli tego pewni, nie zajmowalibyśmy się promesją. Rozmawiałam z wieloma ludźmi w wielu krajach i nigdy nie spotkałam się z negatywną reakcją. Nigdy nie dostałam ani jednego negatywnego e-maila. I choć nie planujemy stworzenia promatorium, w którym będzie można
oglądać przebieg procesu, chcemy stworzyć centrum edukacyjne. Będzie w nim można zobaczyć także sproszkowane szczątki, oczywiście zwierzęcia.
J.S.: A dotknąć ich?
S.W.M.: Czemu nie? Kiedyś odwiedzili nas partnerzy z Wielkiej Brytanii i wyjęliśmy pudło ze szczątkami świni, którą poddaliśmy promesji. To po prostu zwykły suchy proszek, który nie gnije i nie śmierdzi. Ma tylko taki bardzo słaby zapach, który nam skojarzył się z suchą karmą dla ptaków.
J.S.: Czy odwiedza was wiele osób zainteresowanych promesją?
S.W.M.: Poza Niemcami i Anglikami zgłosiły się do nas firmy m.in. z Korei Południowej, RPA i USA. Dostajemy wiele zapytań z innych krajów, w tym z Polski. Ludzie są zainteresowani zmianą technologii pogrzebowych. Mają coraz większą świadomość problemów, jakie mogą stworzyć po śmierci. I bardzo podoba im się idea ciała jako daru, który zwracamy naturze.
J.S.: A czy taka metoda pochówku nie jest kosztowna?
S.W.M.: W warunkach europejskich promesja jest nieco tańsza niż kremacja, ale cena to nie wszystko. Dochodzi do tego aspekt ekologiczny, a także problem miejsca na cmentarzu. W wielu krajach nekropolie są już tak zatłoczone, że stosuje się „odzyskiwanie” grobów. Tyle że tradycyjnie pochowane ciało rozkłada się przez 20–30 lat, a poddane kompostowaniu – przez mniej więcej rok. Na Ziemi jest prawie 7 mld ludzi i co roku ok. 1 proc. z nich umiera. Gdyby wszystkich można było pochować ekologicznie, środowisko na pewno by na tym bardzo skorzystało.
J.S.: Mimo tych wszystkich zalet bardzo długo trwało, zanim twój pomysł został zrealizowany. Nie jesteś rozczarowana?
S.W.M.: Gdyby ktoś powiedział mi 10 lat temu, ile to potrwa, pewnie bym się zniechęciła. Nie sądziłabym, że przetrwamy tak długo, nie mając żadnych przychodów z tej pracy. To było wyzwanie, ale także sprawdzian. Gdy miałam 17 lat, postanowiłam, że zrobię coś dobrego dla środowiska. Dziś wiem, że mi się udało, że ludzie zaakceptowali mój pomysł i są skłonni za niego płacić. Trudno mi sobie wyobrazić większe szczęście.
J.S.: A gdyby jutro przyszła do ciebie wielka firma i zaproponowała kupienie twojej technologii?
S.W.M.: Odmówiłabym. Owszem, mamy inwestorów i wyemitowaliśmy akcje dla osób, które nas wspierały przez te wszystkie lata, ale nie robimy tego dla pieniędzy, tylko z pasji.
Promesja – jak to działa
- Ciało jest schładzane do minus 18°C, a następnie zanurzane w ciekłym azocie (minus 196°C). To sprawia, że tkanki stają się bardzo kruche.
- Pod wpływem delikatnych wibracji rozpada się na drobne kawałki, które zostają osuszone i zdezynfekowane w komorze próżniowej.
- Pył ważący przeciętnie 20–30 kg jest oczyszczany z implantów, rtęci z plomb i ponad stu innych substancji.
- Szczątki mogą zostać pochowane w typowej trumnie, poddane kremacji lub kompostowaniu.
- Kompostowanie polega na umieszczeniu pyłu w biodegradowalnej trumience ze skrobi, którą zakopuje się na głębokości 30–50 cm. Można nad nią posadzić krzew czy drzewo. Po kilkunastu miesiącach szczątki zamieniają się w kompost.