Rutyna nie jest nudna. „Jesteśmy tym, co w swoim życiu powtarzamy”

Jak pracować, żeby najlepiej wykorzystać swój naturalny talent? Zasada jest tylko jedna: cokolwiek robisz, rób to z żelazną konsekwencją
Rutyna nie jest nudna. „Jesteśmy tym, co w swoim życiu powtarzamy”

Pisać jak Ernest Hemingway czy Marcel Proust, komponować jak Beethoven i szczycić się analitycznym geniuszem Edisona – wielu z nas chciałoby poznać prostą receptę na wyzwolenie tego, co najlepsze, z naszych umysłów. Jeśli przyjrzeć się życiu geniuszy, którzy zapisali się na kartach historii, może się okazać, że przepisów na sukces jest wiele. Czyżby więc było tak, że na każdego działa coś innego? Czy może jednak istnieją pewne sprawdzone rytuały kreatywności?

Praktyka czyni mistrza

„Jesteśmy tym, co w swoim życiu powtarzamy. Doskonałość nie jest jednorazowym aktem, lecz nawykiem” – tak o pracy nad sobą pisał Arystoteles. Ponad dwa tysiące lat później Malcolm Gladwell opisał podobną do arystotelesowskiej metodę osiągnięcia sukcesu – praktykowanie konkretnej umiejętności przez 10 tys. godzin. W książce „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu” amerykański pisarz dowodzi, że talent i szczęście bardzo się przydają, ale to dopiero ciężka praca, a dokładnie 10 tys. godzin poświęconych na udoskonalanie konkretnej czynności, mogą zrobić z nas eksperta. Oczywiście Gladwell nie wymyślił tego sam. Tezę swojej książki oparł na badaniu Andersa Ericssona, psychologa z University of Colorado, który przez blisko dwadzieścia lat obserwował młodych skrzypków z Berlina, pilnie notując stan ich kariery. Ze wszystkich muzyków, którzy osiągnęli wiek 20 lat, ci najbardziej się wyróżniający zaliczyli ponad 10 tys. godzin ćwiczeń, podczas gdy średniaki, z różnych powodów, poświęciły na naukę tylko połowę tego czasu.

Malcolm Gladwell sam odniósł wielki sukces. Jego książki, które kiedyś były artykułami w tygodniku „The New Yorker”, teraz sprzedają się w wielomilionowych nakładach na całym świecie. Pisarz jest najlepszym przykładem słuszności teorii o odrobinie talentu i ogromie potu, który należy przelać, żeby osiągnąć powodzenie. „Piszcie dzienniki, to najlepsza praktyka udoskonalania warsztatu literackiego” – radziła młodym pisarzom Virginia Woolf, która swoje codzienne obserwacje notowała od początku 33. roku życia aż do czterech dni przed swoją śmiercią w 1941 r., zostawiając po sobie 26 ręcznie zapisanych tomów.

„Część z nas myśli, że kreatywne pomysły rodzą się na kamieniu. A tak nie jest. Sukces to po prostu ciężka praca i żelazna konsekwencja” – tłumaczy amerykański pisarz. Mason Currey, autor książki „Daily Rituals: How great minds make time, find inspiration and get to work” („Codzienne rytuały: jak wielkie umysły pracują, znajdują czas i inspirację”). Ale czy jedynie ciężką pracą można dojść do celu? Wielu pisarzy, dziennikarzy, grafików, malarzy, fotografów czy badaczy fascynuje się pikantnymi szczegółami z życia najtęższych umysłów. Zastanawiamy się, gdzie pisali czy komponowali, co jedli, czy dużo spali. Marzymy, że jeśli będziemy pracować tak jak oni, osiągniemy sukces.

W swojej książce Currey postanowił przyjrzeć się, jak żyło i pracowało 161 inspirujących postaci ze świata literatury, kultury i polityki.

24 godziny Franza Kafki:

7:00-8:30 – pobudka, przygotowania do pracy

8:30-14:30 – praca w biurze

14:30-16:00 – powrót do domu, obiad

16:00-19:30 – drzemka

19:30-23:00 – gimnastyka, kolacja z rodziną

 

Być jak Poirot

Niejeden fan książek detektywistycznych Agathy Christie przypomni sobie postać detektywa Herculesa Poirota, ekscentrycznego perfekcjonisty, który przyjeżdża na Wyspy Brytyjskie z Belgii. Poirot żyje w absolutnej zgodzie ze sztywnymi przyzwyczajeniami – przez całe życie jada takie samo eleganckie śniadanie, złożone z parzystej liczby jaj i tostów, do śmierci nosi idealnie wypielęgnowane wąsy oraz lśniące buty i codziennie, dokładnie o tej samej porze, wypija ziołową herbatkę. Rutyna codziennych zdarzeń, jak twierdzi, daje mu poczucie bezpieczeństwa i spokój umysłu, które pozwalają na sprawne rozwiązagadek kryminalnych. Podobnej zasadzie hołduje podobno prezydent USA Barack Obama, który uważa, że zautomatyzowanie pewnych czynności zostawia więcej siły na poważniejsze wyzwania.

Okazuje się bowiem, że nawyki są ważne nie tylko w trenowaniu perfekcji, ale też w stymulowaniu kreatywności i doskonaleniu pracy umysłu. „Zdecyduj, jak mają wyglądać twoje dni, wybierz to, co dobrze na ciebie działa. A potem powtarzaj z żelazną regularnością, a nie będziesz się musiał martwić o inspirację” – pisał angielski poeta i pisarz W H. Auden. Jego słowa znajdują potwierdzenie w badaniach psychologów. Już prekursor nowoczesnej psychologii, zwłaszcza behawiorystyki, Amerykanin William James, przekonywał pod koniec XIX w. w broszurze „Habit” („Zwyczaj”), że codzienna rutyna uwalnia wyobraźnię i pozwala na osiąganie szczytów.

Auden i James mieli rację, i to w czasach, kiedy nie można było zajrzeć człowiekowi do mózgu, a analiza umysłowej wydajności człowieka opierała się na obserwacji jego zachowań. Dziś wiadomo, że obowiązki życia codziennego – wybór stroju do pracy, przygotowywanie śniadania, sprawdzanie maili, zakupy – obciążają nasz umysł, zmniejszając jego przepustowość poznawczą. Jeśli większość z tych prostych zadań wcześniej zaplanujemy, zostanie nam więcej miejsca na pracę kreatywną.

24 godziny Honoriusza Balzaka:

1:00-8:00 – pobudka, pisanie

18:30-1:00 – lekka kolacja, sen

8:00-9:30 – półtoragodzinna drzemka

9:30-16:00 – pisanie

16:00-18:30 – spacer, kąpiel, przyjmowanie gości

Rutyniarze górą

To dlatego pisarze, wbrew stereotypom o niesystematycznych i chaotycznych artystach, kochają działać zgodnie z ustalonym grafikiem. Imponująca jest rutyna, którą praktykował Franz Kafka, jeden z największych pisarzy XX wieku. Kafka na co dzień pracował jako prawnik w praskim instytucie ubezpieczeniowym. W biurze spędzał czas między 8.30 a 14.30, po czym jadł obiad i kładł się spać. Wstawał o 19.30, chwilę ćwiczył, potem zjadał kolację z rodziną, a o 23.00, kiedy inni domownicy kładli się spać, zaczynał pisać. Po kilku godzinach szedł spać. Jego następny dzień wyglądał identycznie.

 

Z podobną żelazną konsekwencją swój czas planował XIX-wieczny francuski powieściopisarz Honoriusz Balzak. Kładł się spać koło 18.30, zaraz po zjedzeniu lekkiej kolacji. Wstawał o pierwszej w nocy i siadał do biurka. Po siedmiu godzinach pisania, czyli o ósmej rano, ucinał sobie 90-minutową drzemkę. Do pracy wracał od 9.30 i pisał nawet do 16.00, wspomagając się hektolitrami kawy. Niektórzy twierdzą, że w ciągu dnia wypijał nawet 50 filiżanek kofeinowego napoju. O szesnastej szedł na spacer, brał kąpiel. Do 18.30 zdążał czasem nawet przyjmować gości. Taki cykl powtarzał aż do swojej śmierci w wieku 51 lat.

Z kolei Joseph Heller swoją najsłynniejszą książkę „Paragraf 22” pisał po pracy w małej agencji reklamowej, gdzie zatrudniono go jako copywritera. Co wieczór, po kolacji z żoną, siadał przy biurku w swoim maleńkim mieszkanku na Manhattanie i pisał przez dwie, trzy godziny, a potem szedł spać. Skończenie powieści zajęło mu osiem lat.

Legenda głosi też, że filozof moralista Immanuel Kant był tak punktualny, że według jego popołudniowego spaceru, który rozpoczynał o 15.30, mieszkańcy Królewca ustawiali sobie zegarki. Jack London miał jeden zwyczaj: przez całą swoją karierę codziennie pisał ni mniej, ni więcej, tylko tysiąc słów.

Joseph Heller pisał „Paragraf 22” wieczorami, po pracy. Nic dziwnego, że zajęło mu to osiem lat.

Haruki Murakami zaczął regularnie uprawiać bieganie, kiedy został pisarzem. Sport pomaga mu utrzymać wewnętrzną dyscyplinę

Ernest Hemingway budził się codzienne o 5.30, bo najlepiej pisało mu się o świcie.

Kąpiele i zgniłe jabłka

Wielu twórców i myślicieli było oczywiście ekscentrykami, którzy pielęgnowali niekoniecznie przydatne, ale przyjemne rytuały. Na przykład Benjamin Franklin, „ojciec założyciel Stanów Zjednoczonych”, spędzał każdy poranek spacerując nago po mieszkaniu i ogrodzie. I to niezależnie od pogody! Nazywał to „kąpielami powietrznymi”. Francuski pisarz Gustaw Flaubert uwielbiał prawdziwe kąpiele w bardzo gorącej wodzie. Kąpał się długo i często, robiąc sobie przerwy w pracy. Architekt i pionier modernizmu Le Corbusier co rano uprawiał 45-minutową gimnastykę. Z kolei Fryderyk Schiller pracował podobno jedynie w pomieszczeniu, w którym unosił się zapach lekko nadgniłych jabłek, a James Joyce – co wynikało z bardzo słabego wzroku – tworzył, leżąc na brzuchu, a do pisania używał niebieskich kredek (dopiero wtedy mógł sam siebie odczytać).

 

Wielkie umysły nie stroniły od używek, zarówno lżejszych, jak kawa czy herbata, jak i mocnych – alkoholu i narkotyków. Przyjmowanie zamieniało się nieraz w wyrafinowany rytuał. Geniusz muzyczny Beethoven był wielkim kawoszem. Co rano osobiście odliczał 60 ziaren palonej kawy, z której służba przyrządzała mu kubek napoju. Marcel Proust wstawał między piętnastą a osiemnastą, palił opium, żeby ulżyć swoim astmatycznym płucom, a potem pił kawę i jadł croissanta. I dopiero siadał do pisania.

Oczywiście by zostać w czymś mistrzem, nie trzeba od razu odwracać trybu życia do góry nogami. Ważne, by codzienne czynności zostały ujęte w stałe ramy, a kreatywność wyrastała na pożywce z nawyków. Krótki przegląd zwyczajów wielkich twórców prowadzi bowiem do jednej konkluzji: żyj i pracuj tak, jak jest ci najwygodniej, ale wszystko, co robisz, rób z żelazną konsekwencją. Czyli często i o tej samej porze.


Skowronki z Noblem?

XVIII-wieczny teolog Jonathan Edwards stwierdził kiedyś, że wczesna pobudka jest moralna i wskazana, ponieważ taki przykład dał ludziom Jezus, który zdecydował się „powstać z martwych” o bardzo wczesnej porze. Współcześnie porannemu wstawaniu przypisuje się nie tylko walor etyczny (bo kojarzy się z pracowitością), ale też wiele pozytywnych właściwości. Niektórzy mawiają wręcz, że tylko ranne ptaszki mają szanse na Pulitzera albo Nobla.

I rzeczywiście, większość pisarzy i kompozytorów, którzy odnieśli wielki sukces, było miłośnikami porannej pracy. Ernest Hemingway, chociaż kochał alkohol, budził się codziennie o 5.30. „Wcześnie rano nikt ci nie przeszkadza, bo cały świat jeszcze śpi. Jest chłodno, a ty siadasz do swojego pisania, które cię rozgrzewa” – twierdził autor „Komu bije dzwon”. Podobnie do Hemingwaya pracuje japoński pisarz Haruki Murakami, który wstaje nawet o czwartej nad ranem, żeby pisać przez pięć godzin. Nałogiem Murakamiego nie jest jednak sake, ale jogging – bieganie maratonów to jego sposób, żeby naładować kreatywne akumulatory.

Lista innych sławnych skowronków jest długa: bladym świtem wstawali m.in. Benjamin Franklin, Sylvia Plath, Margaret Mead, Immanuel Kant, Władimir Nabokov czy Karol Darwin.

Czy naprawdę jednak, przywołując polskie przysłowie, tylko temu, kto rano wstaje, Pan Bóg daje? Według badań neuropsychologów Christiny Schmidt i Philippe Peigneux z belgijskiego uniwersytetu w Liege poranne wstawanie skraca nasz czas intelektualnej sprawności. Innymi słowy, skowronki koncentrują się krócej niż sowy, które z kolei rano bywają niewyspane, ale energii wystarcza im do późnego wieczora. Inny badacz, niemiecki profesor biologii Christopher Randler, przekonywał niedawno, że ludzie, którzy lubią wstawać wcześnie, są bardziej proaktywni, więc lepiej radzą sobie w biznesie. Czyżby więc praca kreatywna zarezerwowana była tylko dla sów?