Po przyznaniu literackiego Nobla Bobowi Dylanowi pierwsze memy pojawiły się już po kilku minutach. Tempem dorównują newsom, a czasem je prześcigają – o niektórych wydarzeniach dowiadujemy się właśnie z memów. Żyją najczęściej dzień lub dwa, niekiedy tylko kilka godzin. Jak to się stało, że proste obrazki z podpisami zdominowały naszą komunikację?
Najpierw był obrazek
Pismo to stosunkowo nowy wynalazek w historii ludzkości – liczy sobie tylko osiem tysięcy lat. Ostatnio coraz rzadziej z niego korzystamy, zwłaszcza w przeładowanym informacjami internecie. Zamiast czytać wnikliwie i z uwagą, scrollujemy strony, skanujemy wpisy.
Co się wybija w tej masie? Obrazek, zwłaszcza na telefonicznym ekranie. Trudno się temu dziwić – informacja wizualna jest najbardziej ekonomicznym sposobem przekazu treści. Kompaktowa i skompresowana przekazuje najwięcej danych w najłatwiejszej do przyswojenia formie. „W czytanie i pisanie zaangażowanych jest bardzo wiele struktur mózgu” – mówi dr Joanna Jednoróg z Pracowni Psychofizjologii Instytutu Biologii Doświadczalnej PAN. „W XX wieku myślano, że odpowiada za to zaledwie kilka obszarów w lewej półkuli: dolny zakręt czołowy, obszar Wernickego, czyli górny zakręt czołowy, obszar wzrokowej formy słów, czyli zakręt wrzecionowy. Dziś wiemy, że »czyta« prawie cała lewa półkula. By nam się to udało, musimy aktywować też uwagę, artykulację, zdolności fonologiczne”. Tymczasem obrazek to prosty szybki komunikat. Dlatego właśnie pismo obrazkowe było najbardziej pierwotnym sposobem ludzkiego porozumiewania się symbolicznego. Nawet pierwsze alfabety były ikonograficzne – używały piktogramów. Nasza dzisiejsza litera A to dawny „alef ”, czyli byk – gdy postawimy A do góry nogami, otrzymamy właśnie symbol rogatej głowy.
Czy nie przypomina to znanych i lubianych emotikonów? W czasach przeładowania informacją wraz z memami i uśmiechniętymi buźkami powracamy do tego, co dla nas najszybsze do dekodowania – obrazka.
Generator memów
Niewiele trzeba, aby zostać bohaterem mema. Wystarczy jedno zdjęcie i zaskakujący zbieg zdarzeń, a nasz wizerunek opatrzony mniej lub bardziej błyskotliwą sentencją rozprzestrzeni się po internecie lotem błyskawicy. Niczym wirus zainfekuje mózgi kolejnych osób, które sieją tę zarazę przez lajki i udostępnienia. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiada za to nasz mechanizm uczenia się, które jest możliwe niemal wyłącznie przez imitowanie i powielanie. Mamy do tego nawet w mózgu wyspecjalizowaną grupę neuronów. To neurony lustrzane – komórki, które aktywują się zarówno, gdy organizm sam wykonuje konkretną czynność, jak i wtedy, gdy obserwuje kogoś, kto ją wykonuje. To dzięki nim zarażamy się śmiechem, ziewaniem, zdenerwowaniem czy strachem. A także memami.
Memy nie „przyczepiają się” jednak tak samo do każdego z nas. Do jednego dotrze jakiś mem, inny w ogóle go nie zauważy. By nas zainteresować, musi trafić na podatny grunt. Dobrze to widać w reklamach artykułów dla mężczyzn, w których pojawiają się piękne kobiety.
„Poza internetem memy najłatwiej zaobserwować właśnie w reklamie” – komentuje Marcin Ostajewski, założyciel największego polskiego portalu poświęconego memom memowisko.pl. „Rzadko jednak zdarza się, by odnosiły one taki sukces jak te spontaniczne. Dość łatwo je też rozszyfrować. Są zbyt… profesjonalne. Cechą memu internetowego zaś jest pewna toporność, amatorskie wykonanie. Mem, by się rozszedł po sieci, musi być dostępny dla każdego, nawet dla tych, którzy nie są biegli w programach graficznych”.
Zaraźliwy mem powinien być też lakoniczny. „Dziś, kiedy jesteśmy przeładowani informacjami, największe znaczenie zyskują memy, które kompresują w sobie ich dużą porcję” – mówi dr Kaczmarzyk, neurodydaktyk, memetyk z Uniwersytetu Śląskiego. Dlatego zaczynamy się posługiwać tzw. memami-etykietami. Zdaniem, obrazkiem, sentencją. Zamiast podsumowywać wywód znajomego na Facebooku
przydługim komentarzem, wrzucamy mem z trollface czy facepalma w wykonaniu kapitana Enterprise. To mistrzostwo krótkiej formy, lakoniczna metafora, które nasze emocje, przemyślenia i doświadczenia poda w zgrabnej pigułce. Wystarczy sekunda, by zaskoczyła. Ważne, aby mem był skrótem myślowym łatwym do uchwycenia i zrozumienia przez szerokie grono odbiorców – wynika z badań przeprowadzonych wśród Polaków w lutym 2016 r. przez instytut badania opinii publicznej GfK Polonia. „Najbardziej zaraźliwe memy to także te, które na bieżąco komentują rzeczywistość. Widać to było choćby po przegranym meczu Legii. Internet był bezwzględny” – mówi Marcin Ostajewski. Przypomina też, że podobnie stało się w 2012 roku, kiedy media społecznościowe opanowała „chytra baba z Radomia”.
„W zasadzie po każdym dużym wydarzeniu społecznym/politycznym/kulturalnym internet komentuje to na swój sposób – memami”.
Wylęgarnie memów
Czasem trudno wytropić początek jakiegoś internetowego zarazka. Jedną z najbardziej znanych wylęgarni memów jest uruchomione w 2003 r. międzynarodowe forum 4chan służące wymianie obrazków, podobnie jak 9gag.com czy reddit.com. To stąd wzięło się sporo lolkotów (obrazków z kotami opatrzonych zabawnymi komentarzami w nieco „koślawym” języku), filozoraptor czy pedobear. Polskie memy lęgną się głównie na kwejk.pl czy joemonster.org. Na chcących tworzyć memy na szablonach czekają liczne serwisy typu generator memów. Historie znanych memów znajdziemy między innymi na portalu KnowYourMeme.com czy memowisko.pl.
Geny i memy
Słowo „mem” swoje narodziny zawdzięcza brytyjskiemu zoologowi, etologowi i ewolucjoniście Richardowi Dawkinsowi, który w 1976 roku wydał książkę „Samolubny gen”. Twierdził w niej, że stworzyły nas geny. To one są podmiotem ewolucji, my zaś stanowimy jedynie wehikuły, które pozwalają im się rozprzestrzeniać. Ostatni rozdział Dawkins poświęcił tzw. memom, które działają jak geny, ale na poziomie kultury. Nie kodują informacji biologicznej, tylko kulturową. Memy w rozumieniu naukowym to melodie, idee, obiegowe zwroty, fasony ubrań, sposoby lepienia garnków lub budowania łuków. Memami rządzą te same prawa, co genami.
Jeśli więc kiedyś przyszło wam do głowy, że słowo mem brzmi podobnie do gen – to nie przypadek. Jego rdzeń wywodzi się z greckiego słowa mimesis, oznaczającego naśladownictwo. W języku angielskim mem kojarzy się ze słowem memory (pamięć), a we francuskim z můme (czyli taki sam, tożsamy). Memy konkurują o miejsce w naszych mózgach, tak samo jak geny konkurują o miejsce na nici DNA. Po co to robią? Mniej więcej po to, po co chcą przetrwać geny – by się powielić.
Czy GIFy zastąpią memy?
Odpowiada Jakub Kuś, psycholog z Uniwersytetu SWPS, który zajmuje się wpływem wywieranym przez nowe technologie na funkcjonowanie człowieka i jego psychikę.
Memy będą ewoluować razem z technologią – teraz zmieniają się w ruchome gify. Z czasem mogą stać się hologramami albo przybrać jeszcze inną postać. Jednak obrazek pozostanie: jest pierwotnym, lapidarnym, ekonomicznym sposobem porozumiewania się. Kultura informacji obrazkowej jest tak silnie związana z internetem i psychologicznie tak bardzo realizuje potrzeby użytkownika sieci, że nie zniknie. Co więcej, dorasta pokolenie, dla którego kod obrazkowy staje się podstawą porozumiewania się. Dowodem tego mogą być choćby serwisy takie jak Snapchat, gdzie króluje kultura natychmiastowości, chwilowości, bardzo szybkiego przekazu.
Obrazek pozwala także na pewną wolność – uwalnia od konieczności myślenia, jak wyrazić myśli. Wystarczy jedno kliknięcie, żeby wyczerpać temat.
Wirusy umysłu
Czy związek memu internetowego z tym opisanym przez Dawkinsa to obecnie jedynie zbieżność nazwy? „Oczywiście, że nie” – zapewnia dr Marek Kaczmarzyk. „Mem internetowy spełnia dobrze warunki, które według Richarda Dawkinsa dotyczą memów w ogóle. Pierwszy to wierność kopiowania – mem jest reprodukowany poprzez robienie kopii, od których oryginał jest w zasadzie nieodróżnialny. Dwa: płodność – im szybsze kopiowanie, tym więcej replikatorów. Problem jest jedynie z długowiecznością”. „Rzeczywiście, memy internetowe żyją bardzo krótko” – komentuje Marcin Ostajewski. „Giną w zalewie informacji, która dociera do nas każdego dnia. Starsze memy wypierane są przez nowe, komentujące aktualne wydarzenia.
Choć trzeba przyznać, że bywają memy, których popularność utrzymuje się nawet kilka lat. Dotyczy to np. rysunków typu rage comics – prostych obrazków wyrażających emocje, np. mem „no co ty powiesz?” (you don’t say) przedstawiający komiksowo przerobioną twarz aktora Nicolasa Cage’a. Choć najmłodsze pokolenie stosuje zamiast nich częściej emotikonki czy naklejki dostępne w mediach społecznościowych”.
Na temat użycia nazwy „mem” dla internetowego obrazka czy sentencji wypowiadał się nawet sam Richard Dawkins pytany o to przez magazyn „Wired”. „Użycie tej nazwy jest uzasadnione. Mem to w końcu cząstka informacji, która rozchodzi się wiralowo. Memy to wirusy umysłu. I tym właśnie są także te internetowe”